sobota, 30 listopada 2013

Ko Lanta - spanie

Okazuje się, że próby znalezienia w miarę czystego bungalow za mniej niż 400 thb są niewykonalne. Najtaniej za 700 / 800 thb. Cena standardowa to 1000 / 1200 thb. Oczywiście można dostać "special price", 400 thb za zawilgocony domek z maty bambusowej, z śmierdzącym materacem. Ja nawet szczura w takiej norze bym nie położył. Zjechaliśmy dziś 3/4 wyspy i nie udało się nic znaleźć. W końcu wróciliśmy po plecaki i Muslim -Zarządca naszego pierwszego noclegu zlitował się chyba nad nami i dał ładny domek za 700 thb. Udało się znegocjować do 650 thb, ale i tak policzyli po 600 thb. Oni zawsze mylą się na swoją niekorzyść. Koh Chang, na której byliśmy jest dwa razy tańsza.
Plus dzisiejszego dnia jest taki, że było słonecznie cały dzień i mamy nadzieje, że będzie tak dalej. 








piątek, 29 listopada 2013

Ko Lanta


Ciągle pada. To znaczy nie leje cały czas, wieczorem nie padało, poza tym jest 30 stopni, nie jest nieznośnie  Znowu się przebudziłam i nie mogę spać, jest 3 w nocy. Przeszliśmy się plaża, morze przypłynęło  pojawiło się. 



Jutro musimy znaleźć inny nocleg bo chyba zostaniemy na Koh Lancie 3 dni żeby odpocząć. Poprzednia wyspa Koh Czang, z lutego nas trochę rozpuściła  Była bardziej dzika, a z drugiej strony bogatsza. W czasie naszego pobytu była tam księżniczka, to już za siebie mówi. Podobno to najtańsza wyspa w Tajlandii, pomieszania można dostać. Jakby tylko było słońce to wszystkie obdrapane pejzaże, dziury i śmieci, które oczywiście tu towarzyszą nabrałyby blasku. Ciekawe jest to że na tej wyspie inni są ludzie. Muslimy, Islamy ale bardzo mili. I kobiety nie są pochowane po piwnicach, tylko normalnie są wszędzie, w chustach obsługują, chodzą, po porostu są. To jest miłe.  Fajne było że na plaży słychać śpiewy z meczetu. Mam wrażenie, że te śpiewy nie są tak warkliwe, krzyczące jak w pobliżu Arabii Saudyjskiej. Ale i tak zachować trzeba dystans, jak wobec wszelkiej religii, musimy się właściwie przejść i zobaczyć, a raczej przejechać na motorynce. 
Ok, już jest rano, nie pada, rano ok. 5 wyli z meczetu. Idziemy zostawić plecaki na recepcji, wynająć motorynkę i objechać wyspę za noclegiem i coś zjeść, banana cake może wreszcie. Jakiś autochton zagaduje, że wie gdzie jest pięknie, miło i domki za 400 thb. No dobra grunt że się ruszamy i zbliżamy się do jedzenia.!!!







Trang - Ko Lanta

Leje, pada, pora deszczowa. Nie wiem jak myśmy to opracowali, ale chyba będziemy się musieli z tąd zwijać. Wyspa na pierwszy rzut oka dziwna, ale ludzie mili. Teraz śpimy po podróży, T. widział morze i jakby go brakuje, jest odpływ. Słońca nie ma…. Wzięliśmy byle co żeby odpocząć i jutro albo znajdziemy lepsze miejsce, albo spadamy stąd, bo bez sensu siedzieć w deszczu. 


Bangkok - Trang

Dwie noce w Bangkoku i nocny pociągiem do Trang. 
Tuż przed samym odjazdem udało nam się dotrzeć do indyjskiej dzielnicy na samosy i tikki. Tak, jednak tęskniliśmy za potrawami z ziemniaków. Wczoraj mieliśmy tam iść, ale zabłądziliśmy, zgubił nas targ kwiatów. 




Nawet nie byliśmy na głównej ulicy w chińskiej dzielnicy, tak chodziliśmy jakimś zakosami, że wszystko co najlepsze ominęliśmy. Ulica sklepów z trumnami tylko upewniła nas, że jesteśmy blisko dworca kolejowego, a szliśmy kupić bilet do Trang. 


Było już po zachodzie słońca, więc łódki na rzece nie pływały. Uwielbiamy się nimi przemieszczać. 


Autobus nr 53 był naszą wczorajszą adrenaliną, bo nie byliśmy pewni gdzie jedzie. Widzieliśmy go tylko  gdzieś koło naszego hotelu.



Tak że wczoraj jedliśmy dopiero ok 22 w Joke Phochana. Jest to nasz ulubiona restauracja,  jeśli w ogóle można to tak nazwać. Jedzenie cały czas wspaniałe. To było pierwsze miejsce w którym zdecydowaliśmy się zjeść będąc pierwszy raz w Bangkoku i teraz jemy tylko tam. Super są tam ludzie. A zjedliśmy zupę tom kha wegetariańską z tofu, rybę smażoną z czosnkiem i przyprawami, baby clams i fried squid. Pycha!


Mieliśmy iść rano do MOCA, Muzeum Sztuki Współczesnej, ale wstaliśmy za późno i już nie dotarlibyśmy tam. Z ciekawości poszliśmy zobaczyć centrum handlowym MBK w Siam, ale było beznadziejnie, kilka pięter tandety. Przynajmniej upewniliśmy się, że zakupy będziemy robić na Chatuchak Market.

Pociąg tym razem strasznie męczy, jest jakoś brudnej niż ostatnio, nie można spać, straszny hałas. Mamy słabe miejsca, tuż przy drzwiach i łączeniu wagonów. Każde trzaśniecie słychać. Hotel też był głośny i Bangkok strasznie głośny. Ciągły hałas. Jestem głodna, ale nie obudzę T. żeby mi dał trochę orzechów. Może zasnę. Zajrzałam do niego przed chwilą, ale śpi w najlepsze. Zatkał sobie uszy i zakrył oczy.











środa, 27 listopada 2013

Bangkok

Dolecieliśmy, zjedliśmy i idziemy spać. Od lutego minęło prawie dziesięć miesięcy, a my mamy wrażenie jakbyśmy wyjechali z Bangkoku kilka dni temu i właśnie wrócili.