piątek, 29 listopada 2013

Ko Lanta


Ciągle pada. To znaczy nie leje cały czas, wieczorem nie padało, poza tym jest 30 stopni, nie jest nieznośnie  Znowu się przebudziłam i nie mogę spać, jest 3 w nocy. Przeszliśmy się plaża, morze przypłynęło  pojawiło się. 



Jutro musimy znaleźć inny nocleg bo chyba zostaniemy na Koh Lancie 3 dni żeby odpocząć. Poprzednia wyspa Koh Czang, z lutego nas trochę rozpuściła  Była bardziej dzika, a z drugiej strony bogatsza. W czasie naszego pobytu była tam księżniczka, to już za siebie mówi. Podobno to najtańsza wyspa w Tajlandii, pomieszania można dostać. Jakby tylko było słońce to wszystkie obdrapane pejzaże, dziury i śmieci, które oczywiście tu towarzyszą nabrałyby blasku. Ciekawe jest to że na tej wyspie inni są ludzie. Muslimy, Islamy ale bardzo mili. I kobiety nie są pochowane po piwnicach, tylko normalnie są wszędzie, w chustach obsługują, chodzą, po porostu są. To jest miłe.  Fajne było że na plaży słychać śpiewy z meczetu. Mam wrażenie, że te śpiewy nie są tak warkliwe, krzyczące jak w pobliżu Arabii Saudyjskiej. Ale i tak zachować trzeba dystans, jak wobec wszelkiej religii, musimy się właściwie przejść i zobaczyć, a raczej przejechać na motorynce. 
Ok, już jest rano, nie pada, rano ok. 5 wyli z meczetu. Idziemy zostawić plecaki na recepcji, wynająć motorynkę i objechać wyspę za noclegiem i coś zjeść, banana cake może wreszcie. Jakiś autochton zagaduje, że wie gdzie jest pięknie, miło i domki za 400 thb. No dobra grunt że się ruszamy i zbliżamy się do jedzenia.!!!







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.