piątek, 29 listopada 2013

Bangkok - Trang

Dwie noce w Bangkoku i nocny pociągiem do Trang. 
Tuż przed samym odjazdem udało nam się dotrzeć do indyjskiej dzielnicy na samosy i tikki. Tak, jednak tęskniliśmy za potrawami z ziemniaków. Wczoraj mieliśmy tam iść, ale zabłądziliśmy, zgubił nas targ kwiatów. 




Nawet nie byliśmy na głównej ulicy w chińskiej dzielnicy, tak chodziliśmy jakimś zakosami, że wszystko co najlepsze ominęliśmy. Ulica sklepów z trumnami tylko upewniła nas, że jesteśmy blisko dworca kolejowego, a szliśmy kupić bilet do Trang. 


Było już po zachodzie słońca, więc łódki na rzece nie pływały. Uwielbiamy się nimi przemieszczać. 


Autobus nr 53 był naszą wczorajszą adrenaliną, bo nie byliśmy pewni gdzie jedzie. Widzieliśmy go tylko  gdzieś koło naszego hotelu.



Tak że wczoraj jedliśmy dopiero ok 22 w Joke Phochana. Jest to nasz ulubiona restauracja,  jeśli w ogóle można to tak nazwać. Jedzenie cały czas wspaniałe. To było pierwsze miejsce w którym zdecydowaliśmy się zjeść będąc pierwszy raz w Bangkoku i teraz jemy tylko tam. Super są tam ludzie. A zjedliśmy zupę tom kha wegetariańską z tofu, rybę smażoną z czosnkiem i przyprawami, baby clams i fried squid. Pycha!


Mieliśmy iść rano do MOCA, Muzeum Sztuki Współczesnej, ale wstaliśmy za późno i już nie dotarlibyśmy tam. Z ciekawości poszliśmy zobaczyć centrum handlowym MBK w Siam, ale było beznadziejnie, kilka pięter tandety. Przynajmniej upewniliśmy się, że zakupy będziemy robić na Chatuchak Market.

Pociąg tym razem strasznie męczy, jest jakoś brudnej niż ostatnio, nie można spać, straszny hałas. Mamy słabe miejsca, tuż przy drzwiach i łączeniu wagonów. Każde trzaśniecie słychać. Hotel też był głośny i Bangkok strasznie głośny. Ciągły hałas. Jestem głodna, ale nie obudzę T. żeby mi dał trochę orzechów. Może zasnę. Zajrzałam do niego przed chwilą, ale śpi w najlepsze. Zatkał sobie uszy i zakrył oczy.











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.