sobota, 4 stycznia 2014

Wigilia Bożego Narodzenia 2013 - National Highway

Wynajmujemy motocykl z zamiarem dotarcia do Okam Okam, pięknego, rajskiego miejsca gdzie europejski ksiądz wybudował kościół, dwa małe, bambusowe cottage i stworzyl ogród z kwiatami, drzewami owocowymi i zielona trawa. A wszystko to przy piaszczystej plazy z kokosowymi palmami i krystalicznie czysta woda. To jest krótki opis miejsca, o którym dowiadujemy sie od francuzow, z którymi sie zaprzyjaznilismy. Jak to na Filipinach ten rajski krajobraz ma tez druga strone - bardzo, bardzo biedna wioskę gdzie ludzie jedzą tylko ryż i od czasu do czasu mięso psa, kota lub innego "czegoś". Pieniądze z wynajmu skromnych chat trafiają na całe szczęście w całości do kieszeni ludzi z wioski.
Na około wyspy jest tylko jedna główna droga, narodowa autostrada, ktora po ok 20 km z asfsltowej zmienia się w szutrowa. 



Za rada francozow wypożyczamy big bike. 


Pózniej okaże sie ze był to bardzo dobry wybór....
Mimo palącego slonca jedzie sie przyjemnie, trochę trzęsie, ale dajemy rade. 






Co kilka km rozsiane sa naprawdę biedne wioski pełne rozesmianych dzieci krzyczacych Merry Christmas lub pojedyncze chatki zamieszkale przez jedna rodzine. Każdy kogo mijamy krzyczy do nas Wesołych Świat i macha rozesmiany. Po jakimś czasie sami na widok ludzi krzyczymy Merry Christmas.









W niektórych miejscach bardziej widać zniszczenia poczynione przez tajfun. To naprawdę musial byc potężny kataklizm. My i tak jestesmy w miejscach, które nie były w centrum, a tylko oberwaly rykoszetem.



W tych osadach ludzie już naprawdę nic nie maja. Kury, kozy, czasem świnia, ktos ma rozlatujacy sie motocykl. 
Po ok 55 km i trzech godz jazdy, niedaleko wiekszego miasta z kościołem i asfatowa droga odpoczywamy na plazy. 







Miejsce jest dość dziwne i zaszlo slonce. Ok 2km plaża jest zupełnie pusta, w powietrzu czuć zapach marihuany, a niedaleko nas jest opuszczony resort. Wszystko to wyglada trochę strasznie. Zeby było dziwniej to ktoś na plazy niedaleko miejsca w ktorym sie zatrzymalismy napisał dużymi literami HELP. Napisu nie było jak przyjechaliśmy, nikt nas tez nie mijał w miedzy czasie. T. zalewa silnik jeżdżąc po wodzie i rozwala sobie nogę próbując odpalić motocykl. Po ok 45 min  maszyna znów chce jechac. Z ulga uciekamy z tego miejsca w dalsza drogę.





Dojezdzamy do rozdroża dróg. Coron Town w prawo, Okam Okam w lewo.


Jest już prawie 16, za ok 2,5h będzie zupelnie ciemno. Skrecamy w lewo, jednak po ok 15 min decydujemy sie zawrócić. Do miasta mamy ok 65km droga, ktora miejscami na naszej mapie zaznaczone jest jako "very bad condition", "don't go". Wyjeżdżamy w głąb wyspy. 



W dolinie na pastwiskach pasa sie krowy. 





Krajobraz w powoli zachodzącycm słońcu wyglada przepięknie. 





Droga faktycznie staje sie coraz cięższa. Kamienie, żwir, piach, strome podjazdy i zjazdy. 


Jest coraz pózniej a przed nami jeszcze ok 30km.



Słońce już zaszło. Morze z oddali jest przepiekne! Dzikie i takie wolne. Boimy sie ze zabraknie nam paliwa i utkniemy na noc gdzieś po drodze. Dawno tez już niczego i nikogo nie mijalismy. 



Po ok 3h od rezygnacji z dotarcia do Okam Okam zdajemy sobie sprawę ze sie zgubilsmy. Drogi już nie ma, tylko wąska ścieżka w trawie. Jest zupełnie ciemno, czarno. 



Nad nami rozgwieżdżone niebo. Nie pamiętamy kiedy widzieliśmy tyle gwiazd i planet. W oddali widać światło migoczacych świec, jedziemy w te strone. Stara kobieta, na migi tłumaczy nam ze mamy jechac prosto ta ścieżka i za ok 2 lub 3 godziny dotrzemy do miasta. Trochę nie wierzymy w to co pokazuje. Musiala tez byc zdziwiona widzac w Wigilie jak z mroku wylania sie mezczynza z broda i jasnowlosa kobieta. Jedziemy jednak dalej, ale po chwili ze strachu idziemy po rozum do głowy. Odpalamy roming danych, naszczescie jest sieć. Na google maps sprawdzamy gdzie jestesmy i gdzie powinnismy być.  Tak jak myśleliśmy przyjechaliśmy skręt do miasta. Na szczęście po chwili z ciemności wyłania sie światło motocykla. Na nim mąż z żona i dwójka dzieci jadą gdzieś.  Z trudem przekonujemy mężczyznę zeby nie porzucal rodziny w ciemności, aby odprowadzić nas do głównej drogi.  W końcu docieramy do miejsca gdzie powinnismy byli skręcić. 
Ludzie palą ogniska, żeby było jasniej, widzielismy tez chlopca z pochodnią.
Po ok 1,5h jestesmy w mieście. Jest przed 21. Bierzemy prysznic i przerażającgo głodni idziemy szukać wigilijnej kolacji. Gdyby nie kupione rano 50 bułek za 50 pesos, które zjedlismy  prawie  wszystkie w ciagu dnia,  pewnie padlibysny gdzieś po drodze z wyczerpania. Większość restauracji już raczej zamknięta. Tylko w jednej, w której siedzi właściciel, stary Francuz udaje nam sie zjeść. Nasza kolacją jest wegetarianska pizza i sałatka z sałaty.  Na koniec pijemy colę i palimy świątecznego papierosa. Mimo skrajnego wyczerpania i faktu ze nie udało sie nam dotrzeć do Okam Okam jestesmy bardzo zadowoleni z tego jak spędziliśmy Wigile.  













Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.