sobota, 4 stycznia 2014

Coron

Wstajemy rano o 7 i organizujemy sobie wycieczkę, ktora w Coron jest polowe tańsza niż w El Nido. Jest to jedna z niewielu opcji zeby spedzic tu miło czasu, w mieście nic dobrego raczej nas nie spotka. Wybieramy boat trip "C", bo można zobaczyc wrak japońskiego statku. Na malej bance poznajemy super 
francuzow, Celline i Dazza, którzy wpakowali sie do łódki z ogromnymi pletwami. Mieli pletwy do freedivingu!!!!  Trenuja od dłuższego czasu samodzielnie, dlatego już za to wydali nam sie fajni. Byli tu ze swoimi znajomymi, z Mathilde i jej new boyfriend, który jest dziwnym dive masterem nie mówiącym słowa po angielsku. Celline byla urocza, bardzo gadatliwa, cigle zadawala pytania, kim jestesmy, co robimy, ile mamy lat itd. Była tez bardzo radosna, wszystkim udzielał sie jej nastrój. Jechali jeszcze z nami nasi "znajomi" z ferry boat z El Nido, Kanadyjczyk okolo 45 lat z żoną Filipinką, taką ksiezniczką ładnie ubraną. Mieli ogromne zapasy piwa, chyba z 16 puszek, podobnie było na poprzedniej łódce. Poza nimi nikt inny nie pił ani wtedy, ani teraz, dlatego łatwo ich było zapamiętać. On ma zamiar otworzyć regge bar w Coron, a zaraz jadą do jej rodziny na swieta. Nie widział rodziny. Pomimo tego że był takim moczymordą, to było z nim OK, zabawiał naszego kapitana, przewodnika i majtka. Wszyscy byli zadowoleni. A i był jeszcze młody Hiszpan, taki samotnik, pustelnik, zaspał na wycieczkę i kustykał na nogę, ktorą sobie rozwalił na motobike'u. 
Wycieczka była naprawdę wspaniała, dużo lepsza niż  w El Nido. Plywalismy w przepięknych lagunach, gdzie przy powierzchni jest chlodniejsza woda, niz ok 1,5 m w głąb. To jest dziwne uczucie, raczej nieprzyjemne, ale widok przepiękny.  



Potem poplynelismy do wraku, to był szkielet statku, wokół ktorego plywało mnóstwo ryb. 




Najwspanialsze miejsce naszej wyprawy było na końcu. Jezioro w skałach, Barakuda lake.  Płynęło sie do niego morzem, kilka metrów szło sie przez skały i potem rozposcieralo sie szmaragdowe jezioro. 



Woda była ciepła. Ponizej 15m robila sie wrecz goraca, ok 35 st C. Bardzo przyjemnie bylo do niej zanurkowac, mozna sie było wręcz zapomnieć  ze trzeba jeszcze wrocic do gory. Niesamowity widok, miasto podwodne, jakby oglądać korzenie gór, albo góry które roztaczaja sie w dół, w głębię.  T. ciagle nurkował, widział barakude, ale podobno była straszna, wiec szybko uciekł. Tutaj trzeba zaznaczyć, że Dazz był pełen uznania dla T. freediving, ktory bez problemu schodzi na 15m, czasami nawet go już nie widać w głębi. 
Wieczorem omawiamy sie na wspólna kolacje z francuzami. Zadowoleni i zmęczeni wracamy spac do naszego czystego pokoju. 
W Coron jest kilka centrów nurkowych, ale tylko jedno PADI. Nalezy do starego, białego człowiek, ale wszystkim zawiaduja filipinczycy. Wzbudza to trochę nasze podejrzenia, mimo wszystko decydujemy sie nurkowac następnego dnia z nimi. Wody w pobliżu Coron słynąl z japońskich wraków z okresu II Wojny  Światowej. Nurkjemy na Tangat i Olympia Maru, ovydwa to statki transportowe. 



Widoczność nie byla najlepsza. Pierwszy  statek pokryty kolorowa rafa i zamieszkały przez ryby,  z czego spora cześć stanowią lion fish robi na nas duze wrażenie. Drugi wrak jest jeszcze większy. Mimo ze mamy tylko OWD to DM decyduje zabrac nas do wnętrza wraku.  Nigdy jeszcze nie mieliśmy okazji nurkowac w środku zatopionego statku. Jest to trochę straszne, ale tez niesamowicie ekscytujące. Nie wiadomo co czai sie w ciemnej dziurze, ktora kiedys była korytarzem, kajuta lub innym pomieszczeniem. Wieczorem szukając miejsca na kolacje znowu trafiamy na Francuzow. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.