poniedziałek, 13 stycznia 2014

Wodospady na Mekongu

Stung Treng to małe miasto nad sama granica z Laosem. Kilka guesthouse,hoteli, stacja benzynowa, targ i to chyba tyle.


Z balkonu naszego hotelu widać rzekę. 


Na targu kupujemy na śniadanie owoce, bagietki i kotlety rybne. Nie mamy już prawie pieniędzy, wiec podejmujemy decyzje, ze do Laosu nie jedziemy, czasu tez nie mamy za dużo. Naprzeciwko naszego hotelu jest "przystań". 




Próbujemy dowiedzieć sie czy jest szansa spłynięcia rzeka do stolicy lub do Kratie. Nie mamy zabardzo z kim pogadać, rybacy nie mówią po angielsku   Jeden z nich prowadzi nas do guesthouse, w którym właściciel i miejscowy tour operator mówi po angielsku. Szkoda, bo rybacy jakby mowili to mogliby czasem coś dorobić, a tak ktoś inny zbija kase na ich pracy. Nie ma lokalnych promów w dół rzeki. Nie opłaca sie. Zbudowano drogi i szybciej jest samochodem. Biorąc pod uwagę naszą 12h podroz tutaj to moznaby sie nad tym zastanawiać. Jedyna opcja to "very expensive private boat, za 180 $. Dla dwóch osob faktycznie średnio opłacalne. Pewnie gdyby posiedzieć w mieście 2 lub trzy dnii, pochodzić i popytać miejscowych to znalazłby sie wkoncu ktoś, kto akurat łodzią płynie w dół rzeki. 
Nie pozostaje nam nic innego jak wypożyczyć motorynke i pojeździć po okolicy. Zastanawiając sie co zrobić spotykamy Belgow i nagle z nikad pojawia sie "give me dollars man" ze zlotymi zębami z wczoraj. Za 120$ zabierze nas do wodospadow. Zwariował. Dowiadujemy sie w innym miejscu ze za 130$ moga nas tam zabrac, ale jutro. Jutro to my wyjeżdżamy. 
Koniec, końców daje nam special price, 75$. Pewnie i tak zarobi na nas min 50$. Nie mając żadnych kuszacych  alternatyw, zgadzamy sie. Najpierw jedziemy tuk tukiem 1h do granicy z Laosem. 
Pózniej przesiadamy sie na mała łódke i plyniemy w górę Mekongiem, ok pol godziny.


Rzeka jest piekna i ogromna. 








W porze deszczowej jej stan podnosi się go najmniej o 3m. 



Następnie 30 minut idziemy przez jungle. Cały czas słyszyamy narastający szum wody. W końcu docieramy na miejsce. Po horyzont woda, huk jest tsk głośny ze musimy krzyczeć stojąc obok siebie. 



Widok jest oszałamiający.  Czegoś takiego jeszcze nie widzieliśmy. Masy wody przewalaja sie z przerażająca siła. Niesamowite. 




Wracając rzeka do tuk tuka oglądamy wyskakujace z wody co jakiś czas,aby zaczerpnąć powietrza slodkowodne delfiny. 
Wieczorem idziemy z Belgami na kolacje. On, 27 lat, sprzedawca w sklepie ze zeierzetami,  Ona, 24 lata, kwiaciarka. Mieszkaja gdzies pod Antwerpia. Odkladali kasę na mieszanie, ale postanowili wyjechać za te pieniądze w ponad roczna podróż po świecie. Raczej nie kłamią co go tego kim sa,co robią i skąd maja pieniądze. My na mieszkanie odłożyć nie możemy, na podróż dookoła swiata tez nas nie stać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.