wtorek, 10 grudnia 2013

Cameron Highlands

Mam opisać trekking przez jungle, path nr 1. 




Dla każdego z nas było to inne przeżycie. Podczas gdy Tomek skakał z drzewa na drzewo i czasem mnie nawoływał, ja zmagałam sie z błockiem, deszczem i konarami. Ogólnie to była bardzo wspaniała droga, tylko że trafiliśmy na załamanie pogody i cały dzień padało. 

Nie skorzystalismy z na maxa drogich ofert wycieczek tu proponowanych tylko zdecydowaliśmy sie mimo deszczu zrobić wszystko samemu. Wieczór wczesniej gadalismy z ludzmi, ktorzy właśnie tak zrobili, dużo wiecej sie zobaczy niż z wycieczką. Nie mieliśmy za dobrych butów do tego, dlatego ta droga była dosyć cięższa.  Jungle trekking polegał na tym, że chodziło sie, wrecz wspinalo cały czas po korzeniach drzew w górę. 





Te drzewa są piękne, jest takie wrażenie, że sie nigdy nie kończą, są połączone lianami , jakimś pnacymi sie zieleninami, mchem. Plątanina.  



Wdrapanie się na górę zajęło  nam 2,5h.  Po drodze minął nas tylko jeden czlowiek, ale wlasciwie miał takie tempo, że trudno stwierdzic czy faktycznie ktoś nas minął. 




Ostatnie metry są naprawdę cieżkie. Jest stromo i wszędzie woda, przez co slisko. 


Ja szłam jak małpa, rekami i nogami, nogi w błocie po kostki. Tomek był trochę szybciej ale też cały ubłocony. Była mgła i deszcz zacinał mocno więc nic nie było widać na szczycie. Szkoda, na pewno jest przepięknie. Tak zielono. To jest taka piękna barwa zieleni. Zmęczeni, brudni, w workach przeciw deszczowych, jedlismy pod daszkiem nasze Roti z serem, kiedy na szczyt zaczęli przyjeżdżać busami i jeppami turyści. Co za ogromne musiało być ich rozczarowanie gdy po wyjściu z busa,  stojac w deszczu zobaczyli NIC. 
Zaczęliśmy schodzić w dół, w stronę pól herbacianych. Na chwile przestało padać więc mogliśmy podziwiać dolinę cała w krzakach herbacianych. 






Przepiękne, radosne wrażenie.  Soczysta zieleń i spokój. Warto było sie przedrzeć do tego widoku. 
Na polach pracują ludzie z różnych chyba części Azji. 




Z jednym rozmawiałam i był z Nepalu. "I' m from Nepal. Nepal is a beautifull country" Cieżko pracują, mają takie duże kapelusze przeciw deszczowe. Są przepasani workami.  Herbatę tną nożycami, do koszy zawieszonych na plecach. Chyba niczym to sie nie różni od dawnego zbierania herbaty. Mają takie swoje drewniane domki, niebieskie i zielone. Taką jakby wioskę robotników. Jest tam szkoła, małe drewniane świątynie, boisko, punkt medyczny i sklepik.

Drewniane domki


Huśtawka





Przychodnia



Świątynie




Szkoła





Na wzniesieniu jest taki punkt widokowy dla odwiedzających pola. Jest on urządzony w typowo zachodnim stylu. Restauracja, sklep z herbatą i muzeum interaktywne fabryki herbaty. Tam paru ludzi cały czas udaje, że  pracuje w starej fabryce. Piszą cos w zeszycie, obsługują stare maszyny, mielą, suszą, pakują. Dziwna praca. 





Powrót do Tanah Rata. 
Idziemy drogą w dół, znowu leje.  Po 14 zawsze bardziej pada. Jestesmy głodni, zmęczeni  i mokszy. Do Tanah Rata mamy jakieś 15km. Taksówek i autobusów nie ma. Udaje nam się złapać transport do najbliższego miasta. Jedziemy na maksa szybko w dół, kreta drogą, siedząc na pace rozlatujacego sie jeppa. Tubylcy maja z nas fun i pędzą jak szaleni. Tomek omal sie nie roztrzaskał o szoferkę przy jednym zakręcie. Dalej zabieramy sie autobusem ze szkolną wycieczką. Czternastoletni chłopak ćwiczy sobie na nas swoj angielski, co jest bardzo miłe. Ostatni kawałek jedziemy taksówką. Starym mercedesem z gazetami na podłodze. 
Nigdy tak nie przemoklismy, nigdy tez nie chodziliśmy tyle godzin w deszczu.  Było warto. 
Na miejscu są już turyści - wycieczkowicze z USA ze swoimi super butami górskimi, kuratkami i całym niezbędnym sprzętem potrzebnym na płatnej wycieczce przez jungle kilkunastoletnilm Land Roverem. Gdzie trekking trwa pół godziny wyznaczoną ścieżką a właściwie to się nie wysiada z auta. Można i tak....

Szafa z oknem



I śniadanie





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.