Co jakiś czas mijamy siedzących po ciemku na poboczu lokalesow. Z głośników leci playlista kierowcy. Pomieszanie rap-pop-regge z mocnym basem. "Bum, bum, bum, aaa this is true, aaa, bum, bum, bum...".angielski miesza sie z hiszpańskim...
Asfaltowa droga coraz częściej miesza sie z szutrowo-bita, aż wkoncu zamienia sie zupełnie w bita drogę pełna dziur. Van co jakis czas przechyla sie nibezpiecznie na lewo kub prawo. Podziwiamy kierowce za wytrwałość ... Mimo ze katuje nas "swoja" muzyka, ktora sie znacznie uspokoiła z upływem czasu, to jestesmy przekonani ze jest przyjemnym, radosnym człowiekiem. Filipinczucy raczej z natury sa tacy.
Docieramy na tzw "dworzec autobusowy" ok 2:30 w nocy. Totalnie zmęczeni i bezsilni zgadzamy sie na złodziejska kwotę 50 pesos za podwozke do miasta - mniej niz 1km. Bierzemy byle jakie lokum do spania za 500 pesos i zasypiamy natychmiast.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.