piątek, 27 grudnia 2013

Palawan - Puerto Princesa do El Nido

W Puerto Princesa landujemy z kilkudziesięcio minutowych opóźnieniem. Lotnisko jest jeszcze mniejsze niz w Cebu. Po krótkiej wymianie zdań podejmujemy decyzje zeby jechac opcja drozsza - miniVan. Różnica w cenie miedzy autobusem lokalnym to podono ok 70 pesos i 4 h drogi. Van oczywiście nie odjeżdża o czasie bo lot kolejnych pasażerów jest opóźniony. Z kierowca uzganiamy ze jesli nie ruszamy o 19 to da nam kolejny "discount".  Kilka minut przed 19 przesądzają nas do innego Vana i jedziemy. Droga jest kreta, ciemna, wyboista i prowadzi przez góry.



Co jakiś czas mijamy siedzących po ciemku na poboczu lokalesow. Z głośników leci playlista kierowcy. Pomieszanie rap-pop-regge z mocnym basem. "Bum, bum, bum, aaa this is true, aaa, bum, bum, bum...".angielski miesza sie z hiszpańskim...
Asfaltowa droga coraz częściej miesza sie z szutrowo-bita, aż wkoncu zamienia sie zupełnie w bita drogę pełna dziur. Van co jakis czas przechyla sie nibezpiecznie na lewo kub prawo. Podziwiamy kierowce za wytrwałość ... Mimo ze katuje nas "swoja" muzyka, ktora sie znacznie uspokoiła z upływem czasu, to jestesmy przekonani ze jest przyjemnym, radosnym człowiekiem. Filipinczucy raczej z natury sa tacy. 
Docieramy na tzw "dworzec autobusowy" ok 2:30 w nocy. Totalnie zmęczeni i bezsilni zgadzamy sie na złodziejska kwotę 50 pesos za podwozke do miasta - mniej niz 1km. Bierzemy byle jakie lokum do spania za 500 pesos i zasypiamy natychmiast. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.