piątek, 6 grudnia 2013

Z Ko Lanty do Malezji

Jesteśmy w Malezji. 
Udało nam sie wyrwać ze szponów mini vanów i z tego okropnego miejsca  Hat Yai. Żeby sie dostać do Malezji musiałam przy każdej zmianie mini vana zgubić jakieś coś. I teraz zguba numer 1 !!!!! - po dojeździe do Trang,  od razu zgubiłam bilety do Malezji!!! Na nasze następne dwa mini vany i boat. Myślę, że połknęła je szalejąca dziura czaso - przestrzenna. Nie wiem ani kiedy, ani gdzie. Pamiętam jedynie jak T. po kupieniu biletów, zadowolony że je ma, podał mi je i ja je od razu zgubiłam. Ale po co on mi je podał, tego nie rozumiem???W tamtych rozgrywających się sekundach miałam w głowie co innego. Nie zakodowałam białej koperty z biletami za 1.400 bth.  Jedzenie, na wynos, do autobusu! Chana masala i potato masala. To nie był mój quest, te bilety.  Przejęłam je i odrazu wpakowałam je do czarnej dziury, która czaiła sie w zanadrzu. Tak mi sie wydaje. 
A potem. Okazało sie, że wywieźli nas na dworzec, gdzie policzyli wszystkich pięciu białych siedem razy i wypisali nowy bilet, na trasę Trang - Hat Yai. To wcale nie był bilet, to tylko papierek dla nas, żebyśmy myśleli, że to bilet. Wszystko jest poumawiane z innymi na telefon. Naklejka, która na nas nakleili, jest przepustką do Malezji. Teraz tylko w Hat Yaii musimy znaleźć tych, co  przerzucą nas do następnego mini vana. 
Zguba numer 2. Gdzie jest woda? Nie wzięłaś wody z vana?! Nie, chyba została na siedzeniu. Zgibiłaś bilet i nie wzięłaś wody. Jedzenie indyjskie, które jeszcze przed chwilą było powodem radości nie smakuje. Jest ostre i jest 30 stopni. Ale udało sie jeszcze wygrzebać na dworcu gdzie mieliśmy przerzut 15 kropek i za tyle kupiłam dużą wodę, bo jest tyle warta, mimo że chcieli 20. 
I tak opuścilidmy Trang. Hat Yai jest okropne, ludzi agresywni, nie ma nic ładnego, ani ciekawego i podobno rzucają do siebie bombkami. Do tego cały czas pada, leje, znowu pada i leje. Tu czekając na kolejny przerzut, przez pomyłkę wsiedliśmy do jakiegoś mini vana, gdzie wszyscy wsiadali. Jak już się rozłożyliśmy, rozpakowaliśmy, to od razu z niego wyszliśmy, bo to nie był ten van. Ten jechał tylko na granice i z nim odjechała nasza woda...
... Zostawiłaś wodę w mini vanie? Tak. 
Wymieniliśmy 10 euro i kupiliśmy sobie kasztany. I czekając w lejącym deszczu na tego docelowego vana jedliśmy sobie kasztany i pili colę. Nie wiem nawet czy mieliśmy wodę, ale wsiadają do tego docelowego mini vana nie miałam już kasztanów  Nie wiem co się z nimi stało. Czarna dziura była na prawdę w zanadrzu, na wyciągnięcie ręki i połykała wszystko co tylko przestawałam na chwile trzymać za pazuchą. Widocznie była bardzo głodna. 
Autobus docelowy okazał się niedocelowy. W nim spotkaliśmy naszych znajomych z poprzednich mini vanów, z England. Wiózł nas 10 minut, po czym zatrzymał się, wszedł dziad i wszystkim z nakleją taką jak my kazano wyjść. Nasi znajomi pojechali a my zostaliśmy  Tak pewnie porywa się tych ogłupiałych turystów. Mówi się im, że mają coś innego robić niż robią, a tak robią jak robią, bo przed chwilą im inni powiedzieli, że tak mają robić. Tych innych już nie ma i teraz nowi mówią, że co innego trzeba robić. I okazuje się, że ty masz złą naklejkę. "Jak sie dowiesz, kto to są oni psychiatra nie będzie Ci już potrzebny. " Zawsze lepiej mieć taką samą naklejkę jak inni. 
Mieliśmy ruszyć do Malezji o 15, a już jest 16 i w ogóle nie ma tego mini vana. Może z tamtym poprzednim odjechały nasze kasztany. 
Za dwadzieścia 17 odjeżdzamy wreszcie. Jeszcze niby wszyscy mamy dać po 10 kropek, bo teraz to jestesmy spoźnieni i coś. Chodziło o płatny most do Penang. 
Minęliśmy granice z Malezją.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.