piątek, 27 grudnia 2013

El Nido

Na śniadanie jemy świeżo złowione przez miejscowych rybakow ryby i osmiornice.


Nasz wielkie entuzjazmu bardzo szybko przeradza sie w rozczarowanie, a wręcz w złość. Zjadamy tylko dlatego ze jestesmy bardzo glodni. El Nido to tylko, a moze aż kolejna duza wioska wcisnieta pomiemdzy skaly i zatoke. 



Kilkanaście uliczek na których poupychane sa sklepy, hotele, guesthouse, reusturacje i agencje oferujące tzw island hopping, czyli zwiedzanie okolicznego archipelagu Bacuit. Wszędzie tez budują sie kolejne budynki. 


Bardzo szybko sie orientujemy ze wycieczki nie kosztują już 600/700 pesos tylko 1200/1500 pesos.  Miejscowi zrzeszyli sie chyba w swoją własna organizacje turystyczna w tym roku i narzucili nowe ceny. 
Noclegi w "mieście" sa stosunkowo drogie, a jakość i czystość pokoju pozostawia wiele do życzenia. Wypozyczamy motorynke na pol dnia i jedziemy szukać miejsca do spania na pobliskich plażach. Wkoncu znajdujemy w miarę czysty domek nad samym morzem. Zbijamy cenę z 1000 do 700 pesos i uspokajamy sie trochę. 


Jest przyply wiec woda podplywa już prawie pod bambusowa chatę. 










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.