Wylądowaliśmy na lotnisku w Cebu , na wyspie Cebu. Spokojnie przeszliśmy kontrole. Lotnisko bardzo skromne, jak stary dworzec PKS. Dwie toalety w tym jedna popsuta, stare przedziwne samochody, małe samolociki. Gorąco.
W bankomatach nie ma pieniędzy. Musimy w mieście wybrać, bo potem nie ma bankomatów. Poznajemy francuzów z którymi chcemy jechać wspólną taksówką na dworzec autobusowy. Wsród nich jest jeden taki samozwanczy przewodnik, który o wszystko sie dowiaduje, chodzi, sprawdza. Bardzo fajny. Chcieliśmy jechać białymi taksowkami, które są tańsze i jeżdżą na taksometr.
Przed taksowkami jest spora kolejka i policja nimi zarządza. Policjantów jest bardzo dużo. Większość ma przewieszony przez ramię karabin maszynowy.
Wyglądają jakby faktycznie wiedzieli do czego on służy, ale czasem jest to strzelba.
Miasto oglądamy z okna taksówki. Ulice, samochody, motocykle, motoriksze, budynki, sklepy, ludzie. Niby jak wszędzie, ale jednak inaczej. Wszędzie widać biedę. Nie jest ona jakaś bardzo straszna i przerażająca, ale jest odczuwalna gdzie sie nie spojrzy. Mamy otwarte szeroko oczy.
Na dworcu wsiadamy w miejscowy żółty autobus do Moalboal.
Przed nami przedmieścia i ok 4h drogi....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.