wtorek, 24 grudnia 2013

Moalboal

Do Moalboal  przybylismy jak już było ciemno. Autobus jechał przez gory, gdzie rozsiane sa małe, bardzo ubogie wioski. Chatki z bambusa, koguty, świnie i kozy przywiązane za nogi do drzew, dzieci, paleniska. Koscioły i szkoły murowane. W kościołach na oltarzach stoją Maryje w bardzo kolorowych, karnawałowych sukniach. Są podobne do lalek i mają biały kolor skóry . Wyglada to zjawiskowo... Może tak zjawiskowo jak kardynałowie w purpurowych, bogatych szatach. Tak trochę wyglada tu chrześcijaństwo, chociaż czasami mamy wrażenie ze ten "zachodni" bóg nigdy tu nie dotarł. Objawia sie tylko pod postacią murowanych kościołów w lepszym lub gorszym stanie, kolorowych Maryjek. 
Po wyjściu z autobusu otoczyla nas chmara tricyklistow - taksówkarzy, ale sprawnie ich omineliśmy. Jeden nie dawał za wygrana i jechał za nami przez ok 100m. W końcu ze zmęczenia podaliśmy sie i przyjęliśmy jego ofertę podwozki do "cheap accomodation". Roni oferował nocleg za 500 peso, nowy  resort, normalnie 1000 ale jeszcze sie buduje wiec 500. Miejsce do którego nas zabrał okazało sie super. Bardzo czyste, nowe, duży pokój z łazienka,  przemili ludzie. Dajemy nasze rzeczy do prania, dostajemy czysciutkie i pachnące. Rano idziemy 2 minuty nad morze. Woda cudowna. 




Rybacy łowią ryby w małych bankach, widok upiekszają białe katamarany, świeci słońce, a w morzu pływają żołwie, kolorowe ryby i  zaraz przy brzegu jest rafa koralowa. Wspaniałe. Natura jest niewiarygodna. Za pierwszym razem widzieliśmy siedem żołwi, siedzialy sobie na rafie ok 10/12 m ponizej powierzchni albo plywala wolniutko. Żołwie żywią sie koralami i oddychają powietrzem. Podplywają do powierzchni wody i zaczrpują powietrze, a potem długo sobie pływają i śpią w wodzie. Tomek nurkuje do żółwi, nawet raz mu sie udaje przez chwile zlapać jedno za skorupe i chwile z nim plynać, ale na szczescie żółwie jak chcą to są bardzo szybkie i mu odplywają daleko w głębię.  
Plywalismy dopóki nie zglodnielismy... I tutaj kończy sie raj filipiński. Jedzenie na Filipinach jest najgorsze jakie do tej pory jedliśmy.  Ono poprostu jest bez zadnego wyraznego smaku, takie proste, pierwotne. Pieczywo jest słodkawe. Do dań nie używają raczej przypraw, ani soli ani pieprzu ani czasnku, ani cebuli, ani chili, nic. Jedynie sos sojowy albo ostrygowy zupełnie bezmyslnie, wszystko w tym maczają. Moze z biedy, ale też i z nieskazitelności, niewykszalcili zadnej kultury jedzenia. Wyglada jakby nikogo na dłużej tutaj nie przywiało, ani Arabów z ich wspaniałymi przyprawami, ani Chińczyków, a Hiszpanie to chyba tylko wpadli i wypadli. Objawili Chrystusa, wybudowali koscioly, wyplenili bałwochwalstwo, zapedzili do ołtarzy i tyle ich widzieli.  Mają tak wspaniale owoce morza i ryby i to wszystko na zmarnowanie. Wrzucają na grila, żeby nie było surowe i nic z tym nie robia, pierwotne jedzenie na palenisku. 


Sami jedzą  przede wszystkim wiepszowine albo drob. Nie wiemy jak smakuje bo nie chcemy nawet probowac miesa.  
W naszej miejscowości są resorty okupantow i pedofilii, glownie niemcow i szwedów. Jest alternatywa, można w ich restauracjach smacznie zjesc, ale płaci sie tym bialasom, nazistom czy tym kryminalistom, którzy w czasie II wojny światowej byli neutralnie. To jest trudne. Ale nie da sie inaczej. Przelamujemy nasze zasady i jemy u nich krewetki, kalmary, ryby. Szkoda.  Jest jeszcze jeden sposób, można kupić rybę od rybaka i zrobić ją sobie samemu u kogoś na palenisku. Raz nam sie udaje zjeść takie rybki, ale malutkie bo za późno sie zorientowalismy i nie było już ryb. 



W Moalboal spędzamy cztery dni. W ciagu jednego dnia nurkujemy, raz matobike'm zwiedzamy okolice. 










Pogoda piękna i przyroda piękna. 
Niby wszystko jest pięknie, ale właśnie przez Europejczyków cały ten krajobraz sie psuje. Każdego dnia widzimy starych, grubych oblesnych dziadów, którzy ledwo idą z mlodziutkimi, pięknymi filipinkami. Niektóre maja najwyżej 16 lat. Dziady-zboczency wyglądają najczęściej jak kierowcy ciężarówek albo smieciarze. Przyjeżdżają tu ze swoimi pieniędzmi, znajduja sobie żonę, budują resorty, a pózniej siedzą w nich pijac całymi dniami piwsko i palac papierosy, czasami idą nurkowac. Nawet nie zadaja sobie trudu zeby nauczusc sie jesyka ojczystego zony. Wieczorem cześć z nich jest już tak nachlana ze spada z krzesła. Przyjeżdżają do nich koledzy tirowcy, znajduja sobie młode żony i tak w kółko. Jedyny plus tej sytuacji jest taki ze jak dziad-zboczeniec idzie do piachu to żona przejmuje całe to jego małe królestwo w raju. Taka mamy przynajmniej nadzieje. Smutny tez jest widok miejscowych mężczyzn, którzy są zupełnie nie męscy przy tym wszystkim. Siedzą na tych swoich tricyklach albo łudeczkach, albo pracują w resortach u europejczyków. Z drugiej strony nie bardzo mozna ich winić bo cóż maja zrobić....




Najpiekniejsze dziewczyny szukają szczęścia u białych zboczeńcow, ktorzy pewnie w swoim kraju byli nieudacznikami. Czasami dzięki temu utrzymują całe swoje rodziny, tak to przynajmniej wygląda.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.