Do Penang jechaliśmy autostradą, bardzo ładną. Ponieważ było ciemno, to mało było widać, ale było takie wrażenie, jakby za oknem rozprzestrzeniał sie inny krajobraz. Widać było domy. I jeszcze w tych ciemnościach jakby porządek, proporcję, zbiory tych samych rzeczy. Deski do desek, cegły do cegieł. Nie wiedzieliśmy nic o Malezji, nawet nie wiedzieliśmy, że tu będziemy. Teraz wydaje się to jakieś niezrozumiałe i ignoranckie. Miasto nagle wyrosło, światła, ogromne budynki, stocznia, statki, most przez morze. Dojechaliśmy do Georgetown.
Jesteśmy w Georgetown na Lebuh Chulia. Sami turyści i jedzenie. Jedzenie kosztuje po 3, 4 złote. Dużo turystów z Azji. Zupa, albo makaron, jakieś inne potrawy mięsne, czarne jajka, ostrygi i krewetki. My nie wiemy co zjeść. Wzięliśmy zupę i wegetarianinie spring rolls'y.
Tak byliśmy już strasznie zmęczeni, że poszliśmy spać do naszej szafy. Wynajęliśmy pokój w gest house bez okna 3m x 3m. Był czysty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.